chemical_brother pisze:Mylisz przyczynę ze skutkiem. Przeładowany (siłą!) kalendarz reprezentacyjny połączony ze zmuszaniem reprezentacji do grania najmocniejszym składem i dodanie hajsu na nagrody wziął się z tego, że inaczej nikogo by rozgrywki reprezentacyjne nie obchodziły i ich prestiż byłby zerowy.
Zdajesz sobie sprawę, że jak podjęto pod koniec lat 80-tych decyzje w kierunku komercjalizacji siatkówki, gdy budżet FIVB wynosił chyba 500 tysięcy dolarów, to nie przez przypadek postawiono na rozgrywki reprezentacyjne? Bo na płaszczyźnie klubowej gdzie 70-80% najlepszych zawodników grało w jednej lidze było to niemożliwe? Bo siatkówka to typowy "sport olimpijski", gdzie rozgrywki reprezentacyjne budzą nieporównywalnie większe zainteresowanie? Obecny kalendarz jest konsekwencją właśnie tego, że najmniej prestiżowa reprezentacyjna impreza (LŚ), jako impreza typowo komercyjna - wzbudza znacznie większe zainteresowanie i zbiera więcej dobrych zespołów/zawodników - niż jakiekolwiek rozgrywki klubowe. Stąd ta dysproporcja. Problem w tym, że - obiektywnie - dla siatkówki miało to ogromny, pozytywny wpływ. Wystarczy wyobrazić sobie co by było gdyby nie LŚ, także z polskiej perspektywy, chociażby w kontekście popularyzacji siatkówki.
Widzisz, za LM nie ma hajsu, podobnie jak za Puchar CEV i Challenge, a mimo to wyłącznie w tylko w dwóch ostatnich czołowe zespoły z Rosji i Włoch często odpuszczają. Właśnie dlatego, że LM jest prawdziwie prestiżowa i nie potrzeba do tego sztucznych zachęt jak w przypadku LŚ.
Zdradzę Ci tajemnicę. Absolutnie każdy ma dosyć formatu obecnej, nieprzynoszącej zysku Ligi Mistrzów. Zdradzę kolejną. Jeżeli nic się nie zmieni, to ta prawdziwie prestiżowa Liga Mistrzów skończy się prędzej czy później katastrofą.
Serio myślisz, że dowolny zawodnik wolałby wygrać Ligę Śmietnikową od Ligi Mistrzów?
Zakładając, że LŚ-ME mają podobną wartość, jestem przekonany, że dla zdecydowanej, miażdżącej większości zawodników wygranie ME/LŚ dla swojego kraju ma większe/co najmniej podobne znaczenie jak wygranie LM dla włoskiego/rosyjskiego klubu. Z jakiegoś powodu zawodnicy jak Urnaut czy Djuric, rywalizujący o największe laury w klubowej siatkówce, jeżdżą na kadrę i grają w trzeciej dywizji LŚ.
W dalszym ciągu nie łapiesz clou, że ja nie twierdzę, że LŚ jest jakoś bardzo prestiżowa, a jedynie tyle, że najmniej prestiżowe rozgrywki reprezentacyjne (czyli LŚ właśnie) można w wielu aspektach stawiać wyżej niż najbardziej prestiżowe rozgrywki klubowe. Takie są fakty.
Włącz sobie finał LŚ 2009. Początek nowego cyklu olimpijskiego, na parkiecie Grbic, Miljkovic, Giba, Sergio. Walka na noże, atmosfera genialna. Letnie granie w Katarze, mówisz...? Albo finał LŚ '11 i to, jakim dużym sukcesem dla Rosji było wygranie pierwszej międzynarodowej imprezy, po finale z Brazylią, od 9 lat. Poczytaj sobie co Brazylijczycy pisali po finale z Mar de Plata. Przypomnij ile wygrana w LŚ znaczyła dla Serbów, Francuzów, Polaków czy Amerykanów. Przypomnij sobie jak każdy chciał wygrać z Brazylią Giby i Ricardo. Potem się wypowiadaj.
Co zabawne, najpoważniej LŚ traktuje kraj i trener, który zagrał w czterech ostatnich finałach MŚ i Igrzysk Olimpijskich.