sb.slav pisze:Są pewne podobieństwa między tymi sytuacjami, ale nie wiem czy można je porównywać. Dla mnie tamte transfery Resovii miały trochę inny kontekst, jakaś wizja długoterminowej budowy zespołu temu przyświecała, tu mamy do czynienia z zachcianką bogaczy: chcemy Juantorenę, mamy Juantorenę, chcemy Kazijskiego, mamy Kazijskiego. Przypomina mi to absurdalną sytuację azerskich zespołów, aż 6 z jednego miasta - gdy skończy się kasa pozostaną zgliszcza, bo zaplecza w postaci krajowych zawodników tam nie ma.
To bardzo niesprawiedliwa opinia.
Turcy po prostu bardzo dbają - zarówno u kobiet, jak i mężczyzn - o jakość szkolenia, i w rozgrywkach młodzieżowych, zarówno dziewczyny, jak i chłopacy osiągają coraz lepsze rezultaty. O środkach, jakie są kładzione na rozgrywki młodzieżowe, niech tylko świadczy fakt, że w przeciągu ostatnich 4 lat Turcy zorganizowali Mistrzostwa Europy kadetek i kadetów, Mistrzostwa Europy juniorek oraz Mistrzostwa Świata juniorów i juniorek. W rocznikach 93-94, które swego czasu trenował sam Marco Motta, zdobyły m.in. MEJ, MŚKi MEK. Panowie nie mają może tak znakomitych wyników, ale i w ich przypadku wygląda to co najmniej dobrze - w Ankarze dwa lata temu na Mistrzostwach Europy kadetów wyprzedzili nas w fazie grupowej, w tym roku na MEK zajęli 5. miejsce, a do fazy półfinałowej nie awansowali przez ratio punktowe, pomimo tego, że u siebie w grupie przegrali tylko z Rosjanami. Na Mistrzostwach Europy w Randers i Gdyni przed rokiem Turcy byli o krok od zdobycia medalu (4. miejsce i przegrana 2-3 w meczu o brąz z Belgią, zaś na Mistrzostwach Świata juniorów u siebie (czyli w turnieju, w eliminacjach do którego my dostaliśmy lanie m.in. od wspomnianych Belgów) awansowali do ćwierćfinału, co potwierdza ich przynależność do szerokiej światowej czołówki. A że roczniki 95-96 u Turków zapowiadają się jeszcze lepiej - w tym roku na MEK ograli zarówno Bułgarów, Serbów, jak i Finów, to z całą pewnością można napisać, że Turcja ma pokolenie siatkarzy, wokół których mogą zbudować naprawdę dobrą reprezentację.
Do tego jeszcze należy dodać, że TVF (Turecka Federacja Siatkówki) bardzo dba o limity w lidze - i pomimo tego, że przecież tureckie drużyny dominują w siatkówce żeńskiej w europejskich pucharach, to jeszcze rok temu obowiązywał i u pań, i u panów limit, że na parkiecie może przebywać jednocześnie dwóch zagranicznych zawodników. Teraz tą liczbę zwiększono o jeden, ale i tak ich limity z punktu widzenia reprezentacji są na pewno bardziej korzystne niż np. nasze. Porównywanie tej sytuacji do Azerbejdżanu to z całym szacunkiem - ale mało zabawny żart. Tak samo lekko niesprawiedliwe jest przedstawianie Halkbank Ankary jako drużynę - zachciankę bogaczy - nie dość, że to triumfator ostatniego Pucharu CEV, to jeszcze jest to drużyna, która w europejskich pucharach występuje już kilka ładnych lat. I w której przez ostatnie lata grała plejada znakomitych zawodników.
Czy tego chcemy, czy nie - Turcy świetnie wykorzystują swój potencjał finansowy. Można psioczyć, obrażać się, ale ja nie widzę ku temu powodów - skoro Halkbank to zachcianka bogaczy, to jak nazwać swego czasu Dynamo Kazań, gdzie oligarchowie z Tatarstanu korzystając z pomocy koncernu gazowego w dwa lata zbudowali sobie drużynę, która wygrała Ligę Mistrzów? Halbkank inwestuje potężne pieniądze w siatkówkę - jest głównym sponsorem reprezentacji Turcji, stał się też chyba jednym ze sponsorów Ligi Mistrzów. W czasach, gdy o sponsoring siatkówki jest coraz trudniej, wg mnie to bardzo pozytywny aspekt.