drukjul pisze:Ja w tym raczej dostrzegam rękę tego indywidualnego psychologa, o którego pomocy wspominała Tatiana. Pamiętam, że Kolega Noworoczny zawsze był zdania, że to zwykli szarlatani, a ja też osobiście zawsze uważałem, że techniki motywacyjne mają bardzo często coś w sobie z diabelskich sztuczek.
Przychodzi baba do psychologa
W starym dowcipie spotyka się dwóch kolegów.
- Co u ciebie?
- Aa, wiesz, mam taki wstydliwy problem.
- Wal!
- Wiesz, w nocy się moczę.
- To ja znam świetnego terapeutę! Na pewno ci pomoże!
Koledzy spotykają się za czas jakiś.
- Stary! Bardzo ci dziękuję za tego terapeutę?
- Pomogło? Już się nie moczysz?
- Moczę, ale teraz jestem z tego dumny!
Psychologia jest obecnie szalenie popularna. Wkracza na nowe tereny, zdobywa państwowe zamówienia, orzeka o przydatności obywateli do konkretnych zawodów, możliwości uzyskania danych świadczeń. Psychologowie idą za ciosem wymyślając coraz to nowe, prawdopodobnie nieistniejące jednostki chorobowe, jak to ADHD, dysleksja, dysgrafia, dysortografia a nawet dyskalkulia (sic!). Niedługo nie będziemy mówić „wagarowicz” lecz „dysfrekwentyk”
Jak to ma związek z naszym ulubionym sportem? Ano taki, że każdorazowo po niespodziewanych porażkach, przegranych końcówkach meczów, seryjnych przegranych z tym samym rywalem, na forach siatkarskich użytkownicy wołają „Powinien/ni skorzystać z psychologa!”. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Żeby komuś coś doradzić, trzeba się znać na rzeczy. Ale nie wyłącznie od strony teoretycznej. Również z praktyki.
Gdy np. firma zatrudnia trenera do szkolenia, czy to z zarządzania, czy z technik negocjacyjnych, wybiera osobę, która ma doświadczenie kierownicze, bądź negocjowała ważne kontrakty. Tylko taka gwarantuje przekazanie wartościowej wiedzy.
Życie jest zbyt bogate, by można je było ująć w książkowe regułki, choćby nie wiem, jak dużo tych regułek było. Psycholog, który nigdy nie był na boisku i nie brał udziału w sportowej rywalizacji, nie przekaże wartościowych wskazówek zawodnikowi.
Dodatkowym aspektem takich porad jest całkowite zaufanie do terapeuty. „Pacjent” musi głęboko wierzyć, że „terapeuta” jest swoistym guru, człowiekiem mądrym. A jak ma go za takiego traktować, skoro często psycholog wykazuje się całkowitym brakiem zrozumienia problemu.
Aby nie być gołosłownym. Serwis siatka.org publikuje cykl porad sportowych udzielanych przez psychologów. Jeden z ostatnich ukazał się w połowie ub. roku. Pani psycholog Anna Sznurowska w artykule pod tytułem ”Bohater jednej akcji” pisze m.in.
„Jedną z najczęstszych wykorzystywanych przez trenerów zmian w czasie meczy jest wejście zawodnika rezerwowego na zagrywkę. I... zdjęcie go zaraz po wykonaniu akcji. Cel jasno wyznaczony. Efekt często nieosiągnięty. Konsekwencja emocjonalna pewna!”
„Kolejnym sztandarowym posunięciem większości trenerów, jest zmiana podstawowego zawodnika na rezerwowego, który ma za zadanie „rozgromić" przeciwnika zagrywką lub podwyższyć blok. Pojawiający się na boisku siatkarz ma do wykonania zadanie, przeważnie jedno i niegwarantujące aktywnego udziału w pozostałej części meczu.”
Dalej przeprowadza wywód, że taki zawodnik wiedząc, że ma jedną szansę, jest zdenerwowany i szansy tej nie wykorzystuje. Oraz oczywisty wniosek, że rezerwowi powinni spędzać na boisku więcej czasu.
Wyobrażamy sobie wszyscy, jak środkowy bloku wchodzi na podwyższenie bloku za rozgrywającego, a potem dostaje od trenera „szansę” i zostaje na kolejne akcje. Albo jak drugi rozgrywający (dajmy na to P. Woicki), wchodzi za M. Możdżonka na zagrywkę, a po kilku akcjach wchodzi za niego pod siatkę.
Jak byśmy ocenili takie rady i takiego doradcę, jako sportowcy? Czy mielibyśmy do nich zaufanie?
Wielki talent tenisowy, Andre Agassi, spełnił się dopiero po zatrudnieniu na stanowisku coacha Brada Gilberta. Ten niewybitny tenisista, który jednak rekordowo długo utrzymywał się w pierwszej "50" rankingu ATP, autor wielu sensacyjnych zwycięstw, rzekł był wtedy: „Wygrałem w karierze mnóstwo meczów, które powinienem przegrać, a Andre przegrał mnóstwo tych, które powinien wygrać”. (Gilbert wydał później książkę „Winning Ugly”, w której radzi, jak wygrać z lepszym, czy bardziej utalentowanym przeciwnikiem).
Idąc śladem Agassiego, gdy nasi ulubieńcy przegrają kolejną „wygraną” końcówkę seta, nie wołajmy „niech idą do psychologa”, lecz postulujmy „niech idą do Miljkovicia, niech idą do Wójtowicza, niech idą do Boska (dwa asy serwisowe z rzędu w piątym secie finału IO ’76, w tym jeden prawie w samą końcową linię boiska)”, pytać ich, jak zachować zimną krew w decydujących momentach.
Oddajmy jeszcze na koniec głos Grankinowi:
- Jak też uważam, że w siatkówce psycholog jest niepotrzebny. Wyobraź sobie psychologa nawet bardzo dobrego psychologa, ale który niewiele wie o siatkówkę, nie rozumie jej niuansów. Ile lat musi upłynąć, żeby cos zrozumiał z psychologii naszej gry? Co on może mieć na przykład do powiedzenia przy stanie 24:23 takiemu Siergiejowi Tietiuchinowi, kiedy on przy piłce setowej, czy meczowej dla rywali, musi pójść na zagrywkę? To jest nawet śmieszne. Mieliśmy pewne doświadczenie z psychologami, nawet nie raz i nie dwa. Najpierw ściągnął do sbornej psychologa Zoran Gajić w 2006 roku, eksperymentował z zatrudnieniem psychologa także mój klub "Dynamo" Moskwa. Wszystko to było, jak rzucaniem grochem o ścianę. Alekno w tym obszarze oddziaływania psychologicznego na zawodników jest jednak znacznie bardziej skuteczny. Bo i od dawna świetnie zna nas i nasze osobowości. Wie, kiedy i na kogo trzeba wrzasnąć, a kiedy, przeciwnie, udzielić wsparcia.