serek pisze:Pozwolę się nie zgodzić z kilkoma stwierdzeniami Drukjula.
Po pierwsze dobra gra na bloku skrzydłowego jest uzależniona od środkowego w najmniejszym stopniu właśnie.
Najważniejszy jest tajming, potem czytanie gry (rozgrywającego i kierunków ataku przede wszystkim) i trzymanie się taktyki. Potem jest technika i warunki fizyczne. Potem zagrywka - pozwala wykorzystać wszystkie wcześniejsze elementy. Nie ma większego znaczenia, że skaczesz obok Muserskiego, czy Polańskiego - ważniejsze, ze wasza zagrywka pozwala ustawić całą akcję w obronie, czyli skoczyć w odpowiedniej sekundzie w odpowiednim miejscu. Dlatego potworna zagrywka Biełgorodu i trzymanie się taktyki pozwalała ustawić skuteczny blok takiemu Grozerowi, bo nadążał gdzie trzeba i już czekał nad siatką, a weź przełam takie łapy jak u Behemota...
Myślę Serku jednak, że w ostatnich latach w siatkówce rola skrzydłowych w bloku się wyraźnie zmieniła. Jeszcze niedawno większość zawodników na ”2” i ”4” faktycznie najczęściej starała się pilnować swojej pozycji i była przyzwyczajona do, że skacze do bloku bardzo blisko swojej antenki. Jeśli tylko piłka od rozgrywającego była odpowiednia na szerokość, to wybór jaki był udziałem skrzydłowego sprowadzał się zasadniczo przede wszystkim właśnie do timingu. Próby stawiania trójbloku były zarezerwowane dla nielicznych sytuacji, kiedy na przykład po przeciwnej stronie siatki na kontrze piłkę z konieczności musiał rozgrywać środkowy i z góry było wiadomo że to musi być wysoka, czytelna świeczka na prawe, lub na lewe. A z kolei granie opcjami w bloku, będących w dzisiejszej siatkówce tym elementem, których efekt nie zależy tylko i wyłącznie od samych siatkarzy, ale w dużej mierze jest afektem długich i żmudnych przedmeczowych analiz całego sztabu szkoleniowego - czyli statystyków i trenerów, jeszcze całkiem niedawno w czasach Lozano, czy Castellaniego zarezerwowane był dla akcji po 20 punkcie i to też raczej w tych najważniejszych pojedynkach reprezentacji na przykład na MŚ, ME, czy na IO. Dziś w wielu reprezentacjach grę opcjami, coraz częściej zaczyna się już od stanu 0:0 i to nawet w przysłowiowych meczach o pietruszkę. I te wszystkie starania wielu ludzi są po to tylko, żeby zdobyć w najlepszym wypadu blokiem od 10-13% wszystkich punktów w meczu, bo jednak umówmy się, że blok w męskiej siatkówce, trochę inaczej niż w siatkówce kobiecej, ma znacznie mniejsze znaczenie dla wyniku spotkania i tego, kto ten mecz wygra, a kto przegra, niż skuteczność w pozostałych kluczowych elementach: w ataku, przyjęciu, czy w zagrywce. Choć oczywiście dobra, odrzucająca zagrywka z blokiem jest silnie powiązana - każda męska drużyna wyraźnie odrzucona od siatki i zmuszona do kończenia już w pierwszej akcji ataków na trójbloku będzie miała olbrzymie kłopoty i to właściwie niezależnie, kto konkretnie będzie ten blok po drugiej stronie siatki ustawiał i kto będzie atakował.
Kilkuletnia dominacja Brazylijczyków w męskiej światowej siatkówce polegała między innymi na tym, że potrafili wprowadzić do siatkówki zupełnie nowe zasady taktyczne, w tym także granie opcją w bloku i skakanie trójblokiem nawet w pierwszej akcji, po nieidealnym przyjęciu i dograniu piłki do rozgrywacza. I w takich wypadkach rola skrzydłowego i jego współpraca ze środkowym są dziś naprawdę ważne. Jak się popatrzy na Murilo, który w ostatnich czasach sam wielkimi atutami fizycznymi na pewno nie dysponuje, to można wychwycić, że on tym blokiem canarinhos dosłownie dyryguje i jeśli tylko wskaże środkowemu bloku np. "idź do prawego, ja przejmuje twoją pozycję", to i Lucas takie polecenie bez zmrużenia okiem zaraz wykona. Aktywność skrzydłowych, którzy przestali skakać do bloku tylko przy własnej antence, a starają się pomagać, jak tylko mogą, na całej szerokości siatki, a oprócz tego coraz częściej decydują na boisku o sposobie stawiania bloku w konkretnej akcji, stała się dziś ważnym czynnikiem taktyki wielu zespołów światowej czołówki i pozwala na tym skrzydle, czy nawet na tym wycinku siatki, gdzie jest duże prawdopodobieństwo, że zostanie wyprowadzony atak drużyny przeciwnej, zorganizować sobie wcześniej przewagę liczebną. Kiedyś Giba, Priddy, dziś m.in Earvin Ngapeth, Zajcew, Juntorena, Grozer czy też wspomniany tutaj Winiar i Michał Kubiak wręcz idealnie się w taką nową, elastyczną taktykę skrzydłowych na bloku wpasowali. I podkreślmy, że teraz to już coraz bardziej popularna taktyka, albo wręcz nowy system gry, który zaczyna przyjmować coraz więcej zespołów, a nie tylko indywidualna umiejętność czytania gry przez poszczególnych siatkarzy, bo przejście skrzydłowego do środka często jest przyjętą jeszcze przed akcją opcją, albo wynika z wpojonych zasad - jeśli na przykład zagrywka jest do "5" i przyjmujący przeciwników się wywraca, to nasz atakujący na ”2” ma już zakodowane że automatycznie idzie w lewo, żeby pomóc środkowemu przy krótkiej, albo wręcz przejąć jego pozycję na bloku. Niby to wszystko wydaje się teraz zupełnie oczywiste, ale przypomnijmy sobie jak się grało w siatkówkę jeszcze kilka temu - wielu skrzydłowych skakało do bloku właściwie tak samo na swojej pozycji przez całą swoją karierę i to na czym byli skoncentrowani, to najwyżej na trajektorii piłki od rozgrywającego do ich vis-a-vis po drugiej stronie siatki, bo ten element decydował o tempie wyskoku i często także o skuteczności bloku. Jakiekolwiek pomoc, przejście do środka siatki i przejęcie pozycji kolegi było dla nich przeważnie jednak sporym problemem, bo po prostu w takim elastycznym systemie blokowania nigdy wcześniej od wieku juniora nie grali i nie zostali do takiego sposobu gry przyzwyczajeni. W dzisiejszych czasach skrzydłowy, jeśli chce być rzeczywiście skuteczny w bloku, nie tylko musi mieć oczy dookoła głowy, śledzić uważnie co się dzieje na całym boisku po drugiej stronie siatki, ale także przypomnieć sobie i wykorzystać informację, jaka opcja bloku w takiej sytuacji, w takim ustawieniu i przy takim a nie innym wyniku punktowym może okazać się najlepszym wyborem. Co w stresie, przy równym wyniku, w meczu o dużą stawkę, na pewno też nie jest wcale takie łatwe. A następna sprawa to komunikacja i odpowiednia odpowiednia interakcja pomiędzy blokującymi, bo tego typu widzę i tego typu decyzję - np. "gramy teraz opcją, przejmuje twoją pozycję, a ty idź prawo, lub w lewo" trzeba jeszcze umieć w takim momencie przekazać środkowym, a z pewnością nie każdy skrzydłowy ma charyzmę i boiskowy autorytet Murilo.
StanLee pisze:A potem w statystykach i tak się zwykle okazuje, że w dystansie sezonu ta różnica pomiędzy "bardzo dobrym" atakującym na bloku, a tym nieco "słabszym" mieści się najczęściej w aptekarskich granicach 0.1-0.15% punktu blokiem na set.
Tak jak 6-7% skuteczności ataku to na dystansie takiego średniego, czterosetowego spotkania to tak naprawdę dwa skończone ataki więcej lub mniej.
Poza tym wiadomo, że te punktowe bloki to tylko mała część pracy, jaką siatkarz wykonuje na bloku - i pewnie statystycznie wygląda to też tak, że lepszy ''statystycznie'' na bloku gracz (choć pewnie nie za każdym razem, generalizuje w tym momence), z reguły jest efektywniejszy na bloku w ogóle. I różnica między Kurkiem, a Pawłowem na przykład jeżeli chodzi o punktowe bloki nie jest duża, bo nie może być duża, ale już Pawłow jak na atakującego bardzo łatwo daje sobie ten blok obijać, a gdy większość ataków idzie własnie przez lewy atak przeciwnika, to już jest mankament który pewnie kilku szans na kontratak pozbawia.
Ja się oczywiście zgadzam, że w gronie rosyjskich atakujących to Michajłow jest bardziej nowocześniej grającym skrzydłowym w bloku, przede wszystkim na pewno bardziej aktywnym i częściej przesuwającym się z własnej inicjatywy do środka. Pawłow, pomijając nawet jego gorsze warunki fizyczne, to właśnie trochę taki atakujący jeszcze w starym stylu; siatkarz całą karierę trochę automatycznie skaczący w jednej pozycji, który chyba nie zawsze uważnie śledzi, co się dzieje po drugiej stronie siatki. Jemu także w sbornej zdarzały się przecież takie sytuacje, że piłka od rozgrywającego przeciwnika wędruje na prawe skrzydło, a on się wieszał przy swoim skrzydłowym na ”2” i nie było wtedy z Pawłowa pożytku ani w bloku, ani w obronie. Choć podczas Final Six LŚ w 2013, a to był bezsprzecznie najlepszy występ tego atakującego w sbornej, został przecież wtedy MVP całego turnieju, Pawłow został drugim blokującym rosyjskiej drużyny po Muserskim i zaliczał regularnie po dwa bloki punktowe w każdym meczu, plus jeszcze dodatkowo jeszcze kilka wybloków. Jak na skrzydłowego to naprawdę bardzo dobre statystyki i od siatkarza grającego na tej pozycji właściwie trudno oczekiwać wiele więcej. Rosjanie zresztą grali na tym turnieju zupełnie jak nie oni - mieli niski skład (za wyjątkiem Muserskiego oczywiście), za to fantastycznie bronili. Ani wcześniej, ani później to się im nie powtórzyło, a i teraz Alekno po swoim powrocie, zdaje się też wcale nie zamierza iść akurat w tę właśnie stronę z taktyką i składem sbornej.
serek pisze:Pozwolę się nie zgodzić z kilkoma stwierdzeniami Drukjula.
Druga rzecz - w siatkówce każda akcja ma na celu przede wszystkim zdobycie bezpośredniego punktu, to jest najważniejsze, a resztę się dopiero kombinuje.
Oj tam, oj tam - dziś siatkówce podobny maksymalizm, żeby nie powiedzieć "zerojedynkowość" to już raczej nie taktyka, tylko co najwyżej bazy danych.
Teraz to już wszyscy ślęczą nad statystykami i na długo przed meczem łamią sobie głowy, co się bardziej kalkuluje przy tych, a nie innych siatkarzach we własnej drużynie i przy takim, a nie innym przeciwniku stojącym po drugiej stronie - ryzyko na przykład na zagrywce, albo przy kontrze na wysokiej piłce, czy kombinowanie i szukanie punktów w innych elementach. Agresywny blok z dłońmi głęboko przełożonymi na drugą stronę siatki, to w końcu też ryzyko, że częściej mogą zdarzać się błędy dotknięcia siatki i że więcej punktów zostanie oddane w ten sposób przeciwnikowi właściwie za darmo. O niemal wszystkim decydują więc głównie cyferki i efektywność - wszyscy stali się dziś niewolnikami procentów, a przysłowiowy trenerski nos został odstawiony do lamusa. A potem my się dziwimy, iż prezes JW się dziwi, że włoski trener którego zatrudnił w swoim klubie, pozwalał swoim skrzydłowym na lewym skrzydle atakować tylko z quicka, a wszystkie lekko podwyższone piłki mieli polecenie kiwać.
StanLee pisze:Ale myślę też, że umiejętności/brak umiejętności indywidualnych w tym elemencie ma znaczenie - i będzie miało jeszcze większe, bo już wspominałem o opinii Andrzeja Niemczyka, według którego za jakiś czas ten pojedynczy blok to w ogóle będzie jeden z najważniejszych elementów w siatkówce. Może to trochę przesadzona opinia, ale chyba dobrze wpisuje się w te nowe tendencje w siatkówce, bo zatrzymanie takich atakujących na pojedynczym bloku jak Zajcew czy Michajłow to właśnie w dużej mierze kwestia czegoś ''ekstra'' na siatce czy w obronie.
W męskiej siatkówce to raczej ostatnio wszystko idzie w stronę dokładnie przeciwną, czyli w kierunku coraz większej uwagi przykładanej do taktyki zorganizowanego bloku grupowego i próby uzyskania liczebnej przewagi na siatce przez stawiania trójbloku, kiedy tylko się da i kiedy tylko można. Trochę gorsze przyjęcie, niekoniecznie wcale od razu negatywne i od razu na jednym skrzydle wyrasta często nie wiadomo skąd gęsty las z trzech par rąk. A w niektórych wypadkach wyraźnie widać, że jeszcze przed wykonaniem zagrywki zapadła decyzja, że taki blok zostanie postawiony, czyli że drużyna gra opcją. Oczywiście dzieje się to też kosztem podjęcia ryzyka, że rozgrywający przeciwnika będzie miał szansę rozegrać piłkę w ogóle bez bloku. Ale jak widać czołowi trenerzy uznają najwyraźniej mimo wszystko, że takie ryzyko im się opłaca. Jeszcze kilka lat temu takie sytuacje zdarzały się znacznie rzadziej i najczęściej takie opcje zarezerwowane były tylko dla akcji w końcówkach setów.
Nie wiem jednak, czy trener Niemczyk nie powiedział o tym większym dziś znaczeniu pojedynczego bloku bardziej w kontekście zmian siatkówce żeńskiej, którą zdarza mu się w końcu komentować zdecydowanie częściej, a ja mam z kolei okazję oglądać i obserwować zdecydowanie rzadziej niż męską. Niewątpliwie w żeńskiej element bloku zawsze miał zawsze większe znaczenie niż w męskiej i to zwłaszcza blok pasywny, który zawsze stwarza szansę dla obrony piłki i wyprowadzenia kontry. To oczywiście też się zmienia, bo kobieca siatkówka idzie wyraźnie śladem męskiej zarówno w siłę i w zasięg, jak i wyraźnie większą prędkość rozgrywania piłki, ale takie spotkania jak tegoroczny mecz w fazie grupowej World Grand Prix Włochy-Brazylia, w którym zwycięska drużyna canarinhos w trzech krótkich setach zdobyła 18 punktów blokiem i pewnie oprócz tego miała jeszcze dodatkowo ponad drugie tyle wybloków, ciągle się jeszcze tam zdarzają. W męskiej siatkówce, nawet przy wyraźnej różnicy klasy sportowej rywali aż 18 pkt, czyli prawie 25% z 75 punktów potrzebnych do wygrania trzech setów nikt nie zdobędzie, co jednak pokazuje, że pewne istotne różnice pomiędzy siatkówką mężczyzn i kobiet nadal istnieją i przynajmniej na razie może nie ma też sensu, aby mówiąc kolokwialnie wrzucać je do jednego wora.