W nocy wróciłam z Danii i trochę nie rozumiem wszystkich waszych utyskiwań. Zgadzam się, że poziom finału nie był porywający, (tak jak i całych mistrzostw), ale ani przez chwilę nie żałuję decyzji o wyjeździe do Kopenhagi. Przyjemnie ogląda się siatkówkę na żywo, NAWET jeśli nie grają Polacy. Myślę, że trzeba mocno przewartościować myślenie o rodzimej siatkówce. Obiektywnie aktualnie potęgą to nie jesteśmy...
Widownia w Parken multikulturowa, każdy kibicował sobie, komu chciał (ja - Serbom i Rosjanom, bo tak:)), bez negatywnych emocji. Świetny doping kibiców z Bułgarii, którzy jednak interesowali się wyłącznie swoją drużyną i nawet nie oglądali meczu finałowego, powracając dopiero na rozdanie nagród indywidualnych. Byli też Serbowie, Rosjanie, sporo Włochów. Koło mnie Fińczyk, Duńczycy, para z Rosji, Włosi i Polacy z Danii.
Pomysł rozgrywania siatkówki na stadionie uważam za zbędny. I tak ze stadionu zrobiono coś w rodzaju hali, za pomocą sporej kotary. Zimnawo, oświetlenie nietypowe, a zawodnicy frontem stali do trybunki dla oficjeli, a tylna częścią ciała do trybun dla kibiców. Jednak tych ostatnich było jakby więcej...
Kibice z Polski chyba mocno zaskoczyli organizatorów swoja aktywnością - choćby wywieszaniem flag, pałętaniem się na trasie poruszania się zawodników i sposobem dopingu. Niestety, w dniu finałów duńskie siły porządkowe zwarły szeregi i flag już nie wolno było wywieszać, a o dostaniu się w pobliże zawodników można było zapomnieć.
Magiera wcale - na szczęście, bo po Gdańsku mam go dosyć! - nie zdominował finałów ME. O 200% przebił go "gadacz" duński, który wyraźnie zauroczył się możliwością sterowania widownią. Tyle, że produkował się głównie po duńsku
, a repertuar angielski miał mocno ograniczony. Muzykę faktycznie puszczał Kułaga, ale raczej miedzynarodową. Zresztą jednak to siatkówka była najważniejsza:).
Następne mistrzostwa też mam zamiar oglądać na żywo.
Pozdrawiam serdecznie.