granvorka pisze: ↑1 wrz 2023, o 23:07
Nie wiem, jaką masz hipotezę, ale ja pewnie szedłbym tropem klubowo-ligowym: brak mocnych (na skalę LM) klubów w niegdyś bogatych w talenty pół-peryferyjnych ligach (Grecja, Niemcy, Francja) i ogólnie słabość tych lig (+ izolacja Rosji) powodują spłaszczenie geografii europejskiej siatkówki i koncentracji najlepszych zawodników w dwóch ligach narodowych - tam poziom stale się śrubuje, gdzie indziej na zasadzie przeciwwagi leci w dół, co odbija się na rozwarstwieniu poziomów pomiędzy top4-5 w Europie a resztą.
Moja hipoteza to raczej: poziom siatkówki w każdym elemencie z osobna i pod względem całości poszedł do góry do tego stopnia, że odchylenie powyżej średniej jest większe niż kiedyś, co powoduje, że solidniakom jest obecnie dużo ciężej niż kiedyś.
Nie przez przypadek w tych latach 2005-2007 (mniej więcej kiedy zaczynałem się interesować siatkówką, moim pierwszym ulubionym graczem był chyba Sartoretti, bo robił fikuśny naskok do serwisu i mocno się wyróżniał, a ja złapałem zajawkę na sport i moi rodzice narzekali, że nie wychodzę z domu i siedzę przed TV w wakacje oglądając Igrzyska w Atenach) mieliśmy całą grupę różnych wielopoziomowych niespodzianek:
- 2004 i Grecja o krok od półfinału IO,
- 2005 i Hiszpania, która miała 2-2 i 12-8 w półfinale ME z Rosją (ostatecznie przegrali, a mało kto o tym pamięta obecnie i ten wynik z 2007 roku robi jako pojedyncza niespodzianka, a to nieprawda),
- 2007 i Hiszpania, która wygrała ME, Finlandia bliska medalu,
- Tours i Friedrichshafen w Lidze Mistrzów, z czego jeden wynik Tours w postaci finału po kontuzji Ruette'a z dwoma Algierczykami na skrzydłach kuriozalny.
A te ME 2007 to była dużo bardziej prestiżowa impreza niż obecnie, bo wtedy przez ME wygrywało się awans na Puchar Świata i to była turbo-docelowa impreza. I wystarczy sobie przepatrzeć cyferki Guillermo Falaski, Israela Rodrigueza czy Enrique De La Fuente z Serie A (albo 35-letniego Pascuala, który na starość przestawił się na przyjęcie) z +- tego okresu żeby zobaczyć gdzie oni byli w europejskiej hierarchii, tzn. np. Cebulj, Urnaut i Stern, dla przykładu, byli całościowo wyżej. I tak jak pisałem o Słowenii, że oni mieli trochę szczęścia z tymi swoimi medalami, to Hiszpania z grubsza robiła to na równych warunkach.
Mniej więcej okres 2008-2012 to:
- Kazań z Ballem, Stanleyem, Tietiuchinem, potem Michajłowem i Priddym,
- Trentino z Raphaelem, Juantoreną, Kazijskim,
- Brazylia z Murilo-Dante i Vissotto,
- Rosja z Grankinem, Michajłowem/Pawłowem, genialnymi środkowymi,
czyli drużyny, które pod względem tempa gry pykały na topowym poziomie + miały topowych atletów. Ale jeszcze w 2012 roku w ósemce IO na sypie grali: De Cecco, Bruno, Suxho, Travica, Żygadło, Grankin, przedjastrzębski Kampa pogoniony z Modeny, Bratoew. 8 lat później i jak Travica trafił do Perugii, to uznawaliśmy to za kompletne nieporozumienie, a w 2012 roku też go krytykowano, ale czy on był below average sypaczem na poziomie 1/4 IO? Raczej nie.
Świetnie te pokoleniowe różnice wychodziły gdy +- zawodnicy z różnych pokoleń grali w +- jednym momencie i np. okazywało się, że Fabian Drzyzga gra tempo szybciej od Pawła Zagumnego. Albo w 2005 roku w TVP (nie wiem czemu kojarzę takie rzeczy) do jakiegoś meczu LŚ Polski leciał w studio jakiś materiał o najlepiej serwujących graczach na świecie i był tam m.in. Andre Nascimento, a potem odpalasz jego statystyki z Serie A i typ tam do 0,4 asa na mecz nie dobił. Albo Piotr Dębowski przy każdym meczu Serbii i Czarnogóry mówił o Goranie Vujeviciu per najlepiej serwujący Igrzysk Olimpijskich w Sydney, a typo tam robił +- asa na mecz we Włoszech. Oczywiscie, zawodnicy, powiedzmy, z 70s rozwijali się wraz z tokiem rozwoju siatkówki, ale jak ktoś odpali sobie mecz Serbia i Czarnogóra-Brazylia z MŚ 2006 (Grbic, Vujevic, Grbic, Geric, Miljkovic, Podrascanin vs Ricardo, Andre, Gustavo, Giba, Dante, Sergio), to poziom zagrywki tam był komiczny.
Anyway, kiedyś ekipa solidnych graczy miała łatwiej żeby nawiązać walkę aniżeli teraz.
Co jest paradoksalne, bo też 90s/00s to historyczne reprezentacje, jakich obecnie nie mamy, ale:
Włochy w 90s miały najlepszą pulę talentu + najlepsze know how, ALE jak dostali rywala, który zebrał porównywalną ekipę to zaczęli przegrywać (1996-1997, gdzie Holandia zrobił tryplet LŚ-IO-ME),
Brazylia w 00s miała najlepszy skład + rewolucyjny sposób grania, ALE nie mieli Kuby.
Potem ten rozwój szedł dalej, i dalej - i obecnie 'horyzontalnie' mamy homogenizację stylu gry + wzrost poziomu technicznego w siatkówce męskiej na poziomie czołówki (odchylenie stylu gry w 2023 roku między ścisłą czołówką vs taki kontrast jak Włochy-Brazylia w półfinale Igrzysk w Londynie, z grubsza nie występuje), co chyba wyrównało poziom, ale wertykalnie różnica między topem, a solidniakami jest większa niż kiedyś przez ten sam wzrost poziomu.
Tu można się zastanawiać dlaczego wertykalnie tak to wygląda, ale jak popatrzymy, że u Serbów na sypie grał Grbic (wybitny gracz, ale żaden technik), u Bułgarów - Żekow (wiadomo), to chyba można stawiać tezę, że mamy jakiś siatkarski efekt skali i top reprezentacje były w stanie lepiej zrobić adjustments w zakresie szkolenia aniżeli nie-top reprezentacje (top, tzn. te mające środki i pulę talentu). Dla przykładu Amerykanie zrobili świetne adjustments i o ile kiedyś mieli problem z wyszkoleniem dobrych sypaczy, co dało im +- okres 15 lat, gdzie poza Lloyem Ballem ich najlepszymi rozgrywającymi byli Kevin Hansen i Donald Suxho - to teraz mają Christensona, Tuanigę, Ma'a, Rowana + grupę solidnych graczy z NCAA + ten talent z rocznika 2005. Największy upset (Argentyna) ostatnich lat to też top szkolenie przy ograniczonej puli talentu (niewielu atletycznych skrzydłowych) i przeciętnej lidze, Amerykanie mają ligę na poziomie dolnej połowy I ligi.
Efekt jest taki, że hierarchia siatkarska to z grubsza:
Tier 1: reprezentacje z top pulą talentu + topem technicznym (Polska, Włochy, Francja, USA, R***a, jeszcze Brazylia)
Tier 2: reprezentacje ze świetnym pokoleniem i nie-topem technicznym (Słowenia, Serbia w pełnym składzie)/z ograniczoną pulą talentu + topem technicznym (Japonia, Argentyna)
Tier 3: reprezentacje z nie-topem technicznym i ograniczoną pulą talentu (obecna Serbia, Bułgaria, Ukraina, Turcja, Holandia, Niemcy, Ukraina, Czechy etc).
To w uproszczeniu, ale jak się zastanawiamy jak będzie wyglądać siatkówka za +- 5 lat, to na bazie głównie tych dwóch zmiennych. Zarazem, skoro w 2013 roku w półfinale ME mieliśmy powtórkę meczu o brąz Igrzysk między Travicą, a Bratoewem, to też łatwo zrozumieć dlaczego Serbia z Todoroviciem czy Holandia z Keeminkiem wyglądają obecnie na tle potencjalnych półfinalistów troszkę nie na miejscu, a w mniejszym stopniu nie na miejscu wyglądaliby te 10 lat temu. Z kolei 15 lat temu gdy Hiszpania toczyła wyrównane boje z Rosją to na bazie technicznej (albo Tours ogrywało Dynamo Moskwa z dwoma Algierczykami w składzie na skrzydłach) miała przewagę, której nie miałaby/którą zrekompensować dużo łatwiej byłoby teraz.
Nie wiem czy to ma sens, bo wolę tego drugi raz nie czytać, ale tak to widzę. Można oczywiście rzucić kontr-argumentem Słowenii (hierarchicznie lepsza ekipa od Hiszpanii + miała łatwiej), albo Zaksy (IMHO to odpowiednik Biełgorodu 2001-2004, to jest świetna analogia, bo im też podkupowali graczy + core reprezentacji Rosji), ale jakoś nie widzę tego względem powyższych rozważań.
A może napisałem kilkanaście akapitów o niczym i wytłumaczenie jest prostsze, tj. po skasowaniu R***i na tym pierwszym/drugim tierze mamy cztery ekipy z CEV, a my się dziwimy, że tier trzeci nie ma czego szukać z 1. Tzn. i jedno i drugie to prawda IMHO, bo czy ta Hiszpania (Falasca-Falasca, De La Fuente-Rodriguez, Molto-Garcia Lopez, Lobato) - z jednym graczem, który obronił się na top poziomie - byłaby obecnie tym tierem 2, jakoś nie sądzę.