WysokiPortorykanczyk pisze: ↑12 maja 2023, o 23:57świetnie widać jak fetyszyzowanie tego ''poziomu sportowego'' nie ma większego sensu, bo urok siatkówki chyba najlepiej widać przy tak wyrównanym poziomie jak tutaj - Werona tam miała 2-1, 1-0 i 24-20, ciekawe gdzie by byli gdyby Yant, swoją drogą, nie zrobił im trzech break pointów zagrywką, skończyli na 9 miejscu, Civitanova jest mecz od złota.
No i tu mam pytanie, które można streścić do: "jak żyć?", albo "jeśli Boga nie ma, to czy wszystko jest dozwolone czy zabronione?" XD
Czyli, jeśli "poziom sportowy" to tylko miraż, a dyspozycja sportowa w siatkówce jest skrajnie cykliczna i zależna od okresów fizycznego obciążenia/treningu i regeneracji, to czy nie dochodzimy do dość nieznośnej konstatacji, że prawie każdy może wygrać z prawie każdym w uniwersum, powiedzmy, 1-8 najlepszych drużyn (ligi, kadry)? Z jednej strony - piękno gry (już czuję w kościach jak Japonia/Kuba na IO zrobi komuś psikusa w ćwierćfinale), z drugiej - co to mówi o naszych narzędziach do analizowania gry/predykcji wyniku, jeśli wszelkie względnie stałe wyznaczniki "poziomu sportowego" są do zakwestionowania przez rozjazd dyspozycji fizycznej (przesadzam, ofc, ale pewnie wiadomo o co mi chodzi)? Skąd te wszystkie remontady w playoffach Serie A, jeśli popatrzeć na nie analitycznie, a nie po prostu przez pryzmat "piękna sportu"? Chciałoby się uprościć i powiedzieć, że zagrywka (Lube, Piacenza, Perugia) wchodzi/nie wchodzi, ale to jednak zbyt banalne, tak samo jak "mental".
Te dywagacje pewnie nie mają dużo sensu i spójności, ale zastanawiam się nad tym, bo od jakiegoś czasu rozmawiamy w dużej mierze z kwalifikatorem "jest listopad"/"jest luty"/"za 2 tygodnie wszystko może się obrócić" i tak jakoś podskórnie czuję pewien niedosyt poznawczy, że mamy taki poziom zmienności wyniku (chyba też na tle innych sportów zespołowych), którego nie umiemy wyjaśnić poza kategoriami fizycznych wahań formy (piszę w liczbie mnogiej, bo w dużej mierze utożsamiam się z Twoim sposobem myślenia o tym).
Mam teorię, że jak dwie ekipy grają na tym samym poziomie, z czego jedna gra na 80% potencjału, a druga na 100% potencjału, to zdecydowanie częściej wygra ta druga, tak że zobaczymy jak będzie tutaj.
Intuicyjnie teoria mi się podoba, ale kilka przykładów z ostatnich tygodni, które wpadną do koszyka "znaki zapytania":
- Cała seria Zaksa-Projekt, nawet Zaksa-Resovia w III meczu (biorąc pod uwagę, że Resovia grała swojego maksa z Borgesem i Mordylem) - możliwe, że Zaksa grała w obu przypadkach na mniej niż 80%, ale myślę, że jednak coś koło tego.
- Civitanova-Milano - Mediolan grał maksa aż do meczów o brąz, jednak potencjał czysto siatkarski Lube jest niezaprzeczalnie większy, też myślę, że koło 80% w półfinale? (Perugia-Milano raczej odpada, bo Perugia grała grubo poniżej).
- Jeszcze przychodzi na myśl AZS-Warta, oczywiście licząc od trzeciego meczu, ale jako zwolennik klasy Urosa pewnie powiesz, że to było 50% max Zawiecia
Sorry za bieda-kazuistykę, ale może to pomoże jeszcze ulepszyć teorię.