Chal pisze:Przecież w Rosji możesz podpisać więcej niż dwóch zagranicznych graczy, czego korzystał choćby Zenit z Sałparowem. Nie możesz tylko zgłosić ich do składu na ligę.
Jak wiadomo każda reguła ma wyjątki, ta że w klubach rosyjskich gra tylko dwóch cudzoziemców też. Sytuacja z Bułgarem była jednak wyjątkowa - nawet takiemu klubowi jak Zenit jednak trudno angażować klasowego zawodnika wyłącznie do gry w europejskich pucharach, bez prawa gry na co dzień w krajowej lidze, czy innych domowych rozgrywkach, bo i patrząc z drugiej strony mało który klasowy zawodnik na taki dość osobliwy układ grania kilku spotkań w sezonie i możliwości samego trenowania z zespołem wyrazi zgodę.
Chal pisze:Berlin zbudowałby najmocniejszy na papierze skład w PlusLidze, gdyby nie obowiązywały go limity. Budżetowo już teraz chodzą raczej w lidze naszej czołówki + Resovii niż ekip od 5 w dół.
Sądzę, że jednak ich możliwości trochę przeceniasz. Jak już pisałem wcześniej, wysokość budżetu Berlin Recycling Volley nie jest żadną tajemnicą i w okresie ostatnich pięciu lat wynosił on średnio 2.5 miliona € (z wahaniami rocznymi (±) 250 tysięcy €)
Tyle, że o ile podobna wysokość budżetu rzeczywiście pozwoliłaby w Polsce włączyć się praktycznie od początku do walki o mistrzostwo, akurat we Niemczech, czy we Francji, w przypadku tamtejszych czołowych klubów z uwagi na znacznie większe obciążenia pozapłacowe, niezwiązane bezpośrednio z wysokością kontraktów zawodników – od wynajęcia hali, czy stałych kwater dla siatkarzy i ich rodzin poczynając, poprzez zdecydowanie wyższe niż u nas odprowadzane przymusowe składki na ubezpieczenia, oraz ponoszone przez kluby koszty stałe związane z opieką fizjoterapeutyczną i medyczną, a kończąc na równie wysokich tam kosztach transportu, oraz hoteli, sprawiają że te często naprawdę bardzo wysokie pozapłacowe koszty właśnie tym czołowym klubom francuskim, czy niemieckim pozwalają na płace zawodników przeznaczyć najwyżej 50% zgromadzonego budżetu, czy nawet jeszcze mniej. A już pieniądze w tej wysokości oferowane prosto do ręki przez berlińczyków, czy Francuzów mogłyby nie zrobić żadnego wrażenia nie tylko na Kwolku, Konarskim, Fornalu, czy Śliwce, nie mówiąc już o Sanderze, czy Ebadipourze ale nawet na polskich i zagranicznych zawodnikach grających w tym momencie w naszej lidze w drużynach finansowych (nie oznacza że automatycznie zawsze i sportowych) średniaków
Nie mam pod ręką finansowego sprawozdania Berlina, ale voila żeby nie być gołosłownym mamy za to przed sobą dla ilustracji tezy wyciąg bilansu przychodów i rozchodów dwóch francuskich klubów Ligue A - Nicei i Tours pochodzący z oficjalnego sprawozdania dla tamtejszego fiskusa sprzed dwóch lat
Jak z tego widać, klub z Tours, które identycznie jak Berlin od lat jest najbogatszym męskim klubem francuskim w Ligue A, z bardzo zbliżonym do klubu niemieckiego budżetem wynoszącym od jakiejś dekady circa ± 2.5 miliona €, przykładowo, z tej wydawałoby się pozornie niemałej zgromadzonej sumy przychodów w ciągu jednego roku kalendarzowego sprzed dwóch-trzech lat w wysokości 2 646 000 € bezpośrednio na pensje siatkarzy pierwszej drużyny i sztabu szkoleniowego był w stanie przeznaczyć tylko stosunkowo mały procent tej kwoty, przede wszystkim z powodu tego właśnie, że aż tak wysokie potrafią być tam dla klubu koszty przymusowych ubezpieczeń zawodników, ale też i transportu, czy również hoteli na wyjazdach. Dla porównania Nicea, inny klub z francuskiej Ligue A, należący z kolei do tych najbiedniejszych, z budżetem który ledwo, ledwo przekroczył limit 1 miliona €, ale z drugiej strony ten klub nie występował wtedy europejskich pucharach i w związku z tym nie był obciążony aż takimi kosztami pozapłacowymi – m.in. zarówno transportowo-nocelegowymi, jak kosztami ściąganych ubezpieczeń w tym samym stopniu co Tours, mimo znacznie mniejszego budżetu, akurat bezpośrednio na kontrakty dla siatkarzy i płace sztabu szkoleniowego mógł sobie pozwolić, aby wydać procentowo wyraźnie więcej.
W przypadków konkretnie niemieckich klubów siatkarskich przymusowe składki ubezpieczeniowe odprowadzane za zawodników do VBG (Verwaltungs-Berufsgenossenschaft) to naprawdę duży problem i potężny ból głowy praktycznie wszystkich bez wyjątku tamtejszych prezesów. I to zwłaszcza problem szczególnie w ostatnim czasie, kiedy niemieckie ministerstwo pracy pod koniec marca zapaliło zielone światło, aby składki na VBG od profesjonalnych klubów sportowych z powodu epidemii koronowirusa zostały podniesione w trybie natychmiastowym i doraźnym aż o 10-15%. Najbardziej znany i utytułowany kobiecy klub siatkarski Schweriner SC (a prezes tego klubu jest jednocześnie prezesem siatkarskiej Bundesligi, czyli odpowiednikiem Zagumnego w PLS-ie) pożalił się nawet publicznie w mediach, że tylko to będzie kosztowało jego klub i to już teoretycznie teraz – bo termin płatności miał właśnie dziś 15 maja, dodatkowo 80 tysięcy € - czyli roczny kontrakt niezłej siatkarki, których nie mieli zupełnie skąd zebrać , więc musieli poprosić stosowny urząd o formalne odroczenie. Co udało się im w końcu na szczęście uzyskać, bo groziło to już nawet bankructwem i likwidacją tego jak na warunki niemieckie dość zamożnego i jak świadczą już wieloletnie sukcesy także dobrze zorganizowanego i prowadzonego klubu.
Tyle że jak żali się dalej ów prezes Schweriner SC (i jednocześnie całej Bundesligi) samo przyznane wspomnianego odroczenie to dla niego i jego klubu w tym momencie najwyżej odroczony wyrok śmierci, ale jeszcze nie darowanie życie. Powiadomienia o konieczności płacenia dodatkowych faktur na poczet VBG do 15 maja miały dotrzeć do niemieckich klubów dopiero na początku kwietnia i przynajmniej dla aż trzech klubów z dotychczasowej 12-zespołowej męskiej Bundesligi rzeczywiście okazały się one być przysłowiowym wyrokiem śmierci i gwoździem do trumny - bo VC Eltmann. TV Rottenburg i niemiecko-austriacki Hypo Tirol Alpenvolleys Haching gdzie rok temu grał i zbierał doświadczenie nasz Paweł Halaba już jakiś czas temu zapowiedziały wycofanie się z przyszłorocznych rozgrywek, a w jednym z tych trzech wymienionych wypadków klub zdążył już nawet ogłosić formalnie bankructwo. Najgorsze jednak, że w tym momencie jeszcze ciągle nie wiadomo, czy w ślad za nimi nie pójdą i nie wycofają się z przyszłorocznych rozgrywek następne kluby, w sytuacji kiedy choćby prezes Volleyball Bisons Bühl w niemieckich mediach niedawno lamentuje, że jeżeli nawet uda mu się zebrać przed przyszłorocznym sezonem minimalny budżet w wysokości 500 000 € to będzie w stanie zatrudnić najwyżej dziewięciu zawodników profesjonalnych, a zatem wychodzi że nawet przy jeszcze optymistycznym scenariuszu rozwoju wydarzeń i tak będzie musiał uzupełnić swój skład amatorami. Oraz jak dodaje,będzie także zmuszony oszczędzać również mocno na transporcie i hotelach – zawodnicy jego klubu mogą więc zapomnieć m.in. o wyjazdach na mecze wspólnym autokarem, a kto wie czy nie będą też musieć zacząć przyzwyczaić się do noclegów na wyjazdach spędzanych w kamperze.
Na horyzoncie jakiś nowych chętnych z niższych klas rozgrywkowych, żeby zająć miejsce wspomnianych trzech klubów, które się już w tym momencie z męskiej siatkarskiej Bundesligi same się wycofały na razie zupełnie nie widać, więc sytuacja niemieckiej męskiej klubowej siatkówki w tym momencie autentycznie staje się bez żadnego koloryzowania dość dramatyczna i przygarnięcie wcale przecież nie najbiedniejszych ”śmieciarzy” z Berlina to nie ma co kryć, byłoby dziś ze strony naszej Plusligi, poza okazją zrobienia pewnie całkiem dobrego interesu dla siebie samych – bo berlińczycy mimo swojego oryginalnego sponsora są dziś rzeczywiście jeszcze całkiem zasobną i atrakcyjną panną na wydaniu, a nie żadną dziewczynką z zapałkami, dodatkowo czymś w rodzaju rzucenia koła ratunkowego, jednemu z fajniejszych i prężnie się rozwijających ośrodków męskiej siatkówki w Europie w ostatnich dziesięciu latach.
kamil1999 pisze:
No dokładnie tego zdania jestem co Bednaruk.
W tym właśnie tkwi cały szkopuł, że w przyszłym roku może być już o ten jeden rok późno na podjęcie podobnej decyzji. Mówiąc bez owijania w bawełnę Plusliga ma właśnie teraz być może jedyną i niepowtarzalna okazję aby udzielić BRV pomocy i poprzez mariaż, czy jak kto woli adopcję okazać Niemcom solidarność, ponieważ w tym momencie naprawdę nie wiadomo, czy bez rzuconego przez nas koła ratunkowego ten klub jeszcze jeden rok w tej mocno okrojonej i okaleczonej Bundeslidze w dotychczasowej, relatywnie wciąż mimo wszystko niezłej kondycji finansowej przetrwa i w tę budzącą już najwyżej tylko politowanie i smutek dziewczynkę zapałkami bardzo szybko nam się nie przeobrazi.
Zaledwie jeden trochę bogatszy zespół w mocno poharatanej już przez koronawirusowy kryzys "kadłubkowej", bo może jak dziś jeszcze patrząc dość optymistycznie 9-cio, a może już tylko 7-io, lub 6-zespołowej profesjonalnej niemieckiej lidze, w której jak się dziś wydaje zdecydowana większość zespołów będzie walczyła aby związać koniec z końcem i wegetując ten najbliższy rok przetrwać, jeżdżąc na mecze mikrobusikami również w mocno niepełnych -ośmio, czy dziewięcioosobowych składach, jeszcze przy prawdopodobnym braku europejskich rozgrywek pucharowych, zarówno dla dotychczasowych sponsorów Berlin Recycling Volley, ale też i dla niemieckiej telewizji, która w ostatnim czasie dość obszernie, regularnie i często pokazywała rozgrywki siatkarskiej Bundesligi z udziałem Berlina, może nie mieć zwyczajnie sensu i od nowego sezonu przestać być sensownym sportowo-medialnym biznesem.
Istnieje więc realna groźba, że skończy się pokazywanie spotkań takiej okrojonej Bundesligi w niemieckiej telewizji, a ciągle przecież też również nie wiadomo, czy na trybunach z powodu koronawirusa będą mogli szczególnie na samym początku sezonu zasiąść gremialnie i swobodnie tamtejsi kibice. Konsekwencje tego wszystkiego mogą być więc dla Berlina mogą dokładnie takie same, ze tak jak w przypadku smutnego końca Hypo Tirol Alpenvolleys Haching, który przenosząc się do Bundesligi parę sezonów temu z Austrii do niedawna też miał wielkie ambicje podbicia najpierw Niemiec, a później całej siatkarskiej Europy, ktoś tam zgasi światło i Max-Schmeling-Halle na trochę dłużej dla męskiej siatkówki na symboliczną kłódkę zamknie. A myślę, że wszystkim bez wyjątku sympatykom siatkówki nie tylko w samych Niemczech, ale też i w Polsce, czy w ogóle w Europie byłoby jednak trochę tej fajnej atmosfery i wypełnionych kibicami praktycznie zawsze trybun będzie szkoda...